A co do darów duchowych... (4 z 4) Drukuj Email
Autor: Jakubowski Mateusz   
piątek, 03 sierpnia 2012 00:00

Pierwsza część moich refleksji związanych z darami duchowymi dotyczyła istoty Kościoła jako Ciała Jezusa Chrystusa. W drugiej części skupiłem się na ewangelicznym przeżyciu chrztu w Duchu Świętym, natomiast część trzecia opisywała konieczność funkcjonowania darów duchowych w Kościele Jezusa Chrystusa.

Apostoł Paweł, pisząc o Kościele jako o ciele Chrystusa, uczynił następującą uwagę: „bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało (…) i wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem” (I Kor. 12:13). Warto zwrócić uwagę na zdecydowany ton, jakim posłużył się autor: „wszyscy”, „ochrzczeni w jedno ciało” oraz „napojeni jednym Duchem”. Tutaj nic nie podlega dyskusji; dla Pawła sprawa jest bardzo prosta. Za czasów apostolskich działalność duchowa była wręcz namacalna, a w związku z tym – niezaprzeczalna. Wobec faktu, iż w dzisiejszych czasach, zwłaszcza w tzw. kręgach naukowo-zachodnich, ewangeliczne manifestacje Ducha Świętego są raczej niezwykłą rzadkością, wielu szczerych ludzi ukuło najrozmaitsze teorie mające tłumaczyć owo zjawisko. Obserwując różne denominacje i odłamy protestanckie spostrzec można trzy zasadnicze stanowiska odnośnie darów Ducha.

We współczesnych odłamach chrześcijańskich występuje nurt myślowy głoszący, że dary duchowe zupełnie ustały. Zwolennicy tej teorii twierdzą, że obecny dorobek cywilizacji całkowicie eliminuje potrzebę funkcjonowania darów w obrębie Kościoła. Są bowiem ludzie znający obce języki, którzy w razie potrzeby mogą usłużyć tłumaczeniem. Największym proroctwem jest Pismo Święte, wobec czego dar prorokowania powielałby już zapisane przepowiednie. Mamy do dyspozycji opasłe tomy komentarzy biblijnych oraz niewyczerpane zasoby internetowe, wobec czego dar wiedzy może zostać wypracowany naturalnym wysiłkiem. Na poparcie tej teorii są rzecz jasna liczne wersety biblijne, wszak w przeciwnym wypadku ktoś bystry mógłby zauważyć występującą nieścisłość. Propagatorzy tego nurtu wskazują na słowa apostoła Pawła skierowane do Koryntian, że „języki ustaną”, a „proroctwa przeminą”, natomiast „największym darem jest miłość”. Wierni otrzymują Ducha Świętego w pakiecie podczas chrztu wodnego, a ich jedyna odpowiedzialność przed Bogiem polega na prowadzeniu życia, które w jakimś zakresie będzie ich wyróżniać spośród tego świata. Nie można jednak zarzucić tym ludziom działania z premedytacją; przynajmniej nie zawsze. Po prostu chrześcijańska szacowność, duchowe wyrafinowanie oraz chłodny intelektualizm stanowią zaporę dla Bożego działania. Nie bez powodu apostoł Paweł przypomina, że „człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego, bo są dlań głupstwem i nie może ich poznać, gdyż należy je duchowo rozsądzać” (I Kor. 2:14). Jak do rozpoznania smaku służy język, a dźwięku ucho, tak sprawy duchowe rozpoznaje się duchem, przez powiew i obecność Ducha Świętego. Nic więc dziwnego, że ludzie starający się wyjaśnić sprawy duchowe swoim cielesnym rozumem, pobłądzili i pociągają w zbłądzenie innych. Wyjaśnienie I Kor. 14 według cielesnego rozumowania, podobne jest stwierdzeniu małego chłopczyka, który siedział nad brzegiem morza i łyżką wykopywał dołek. Na pytanie, co robi, spokojnie odpowiedział: „chcę przelać całą wodę z morza w ten dołek.” Tej świętej prawdy dotyczącej darów duchowych nie mogą pojąć nawet wybitni biblijni nauczyciele, nie przeżywszy prawdziwego narodzenia z góry, od Ducha Świętego. Próbują oni wtargnąć w sprawy duchowe swoim cielesnym rozumem, a wszystko, co nie może być objęte ich rozsądkiem, nazywają zbłądzeniem i odrzucają to, sami będąc w błędzie.

Z drugiej strony istnieją zbory, w których naucza się na temat realności darów duchowych oraz konieczności ich doświadczania. Ludzie przekonani o możliwości korzystania z tego duchowego obdarowania są zachęcani do usilnego zabiegania o wyposażenie Ducha Świętego, natomiast w przypadku pojawienia się darów, osoby obdarowane otacza się szczególną troską oraz odpowiednim kierownictwem. W takich zgromadzeniach bardzo często Bóg upatruje sobie naczynia, na które wylewa Swoją moc, przygotowuje oraz używa w Swoim dziele. Funkcjonuje tam zatem dar mówienia obcymi językami oraz dar ich wykładania. Prowadzi to do wewnętrznego budowania Ciała Jezusa Chrystusa, gdy wierzący mogą fizycznie słyszeć Bożą mowę. Przejawiają się także dary prorokowania, poprzez które Bóg napomina, wyjawia ukryte grzechy, wskazuje drogę, przestrzega oraz objawia przyszłość. Dzięki temu Bóg uczy swój naród bojaźni oraz oczyszcza Oblubienicę na Swoje przyjście. Ludzie nie znający Boga, będąc świadkami manifestacji darów proroczych, stają się świadomi Bożej realności i przychodzą do upamiętania. W omawianych zgromadzeniach niejednokrotnie występują także dary uzdrawiania, rozróżniania duchów, czynienia cudów, mądrości, wiedzy oraz wiary. Zatem wszystko, co Paweł opisał w I Liście do Koryntian 14, może mieć właściwe miejsce we współczesnym Kościele, jeśli tylko Bożą Prawdę postawi się na właściwym miejscu, a dzieło Ducha Świętego traktuje się z należytym szacunkiem i czcią.

Najpopularniejsza obecnie jest jednak trzecia forma podejścia do darów duchowych, a jest ona subtelną kombinacją dwóch pierwszych. Polega to na tym, że głosi się konieczność występowania darów Ducha, naucza się na temat ich realności oraz aktualności, opisuje się wspaniałe historie oraz świadectwa działania Ducha Świętego, jednak w praktyce się tego nie doświadcza. Choć zdawać by się mogło, że stworzone są doskonałe warunki do wylania Bożych darów (wielu na pozór gorliwych ludzi woła do Boga o bycie używanym, naucza się na ten temat zgodnie ze Słowem Bożym), to jednak w całym mechanizmie coś zawodzi! Dary duchowe absolutnie się nie przejawiają. Ludzie, rzecz jasna, czynią swoją powinność – zabiegają przecież o dary Ducha. Wtedy zaczyna pojawiać się nauczanie o cierpliwości, dojrzałości, konieczności wyczekiwania; bardzo chytrze usypia się wierzących, a na Boga przesuwa się środek ciężkości oraz delikatnie obarcza się Go winą za zaistniałą sytuację. Problem jednak zlokalizowany jest zupełnie w innym miejscu. Zajrzyjmy raz jeszcze do Pisma: Bóg nigdy nie zwleka z dotrzymaniem Słowa, On się nie ociąga z wylaniem błogosławieństwa. To jest sprzeczne z Jego naturą! Wina zawsze leży po stronie człowieka. Nie bez zastanowienia i refleksji odważę się stwierdzić, że w iele kościołów w dzisiejszej dobie nie doświadcza Duchowego obdarowania bądź sprzeciwia się darom i objawieniom Ducha Świętego dlatego, że – jak zauważył brat Dymitri Biespałow – sami pasterze i przywódcy żyją w grzechach. Nauczają na temat działania Ducha Bożego oraz darów duchowych – wszak muszą się maskować i zachować pewną uczciwość wobec zwiastowanego Słowa. Jednakże wszelkie przejawy duchowego życia będą od razu tępione i prześladowane, aż Bóg całkowicie przestanie wylewać Swoje błogosławieństwo. Duch Święty poprzez swoje działanie będzie dążył do zdarcia zasłony grzechu, zdemaskowania i ujawnienia diabelskiego działania pośród Bożego ludu, dlatego też sł uga Boży, który otrzymał dar lub dary Ducha Świętego, będzie prześladowany, krytykowany i znienawidzony przez cielesnych chrześcijan. Czyż Jezus nie powiedział: „Biada wam, gdy wszyscy ludzie dobrze o was mówić będą; tak samo bowiem czynili fałszywym prorokom ojcowie ich” (Łuk. 6:26)? Słuszne było pytanie Szczepana skierowane do faryzeuszów: „Któregoż z proroków nie prześladowali ojcowie wasi?” (Dz. Ap. 7:52a). Nie mniemajmy, że Pismo mówi tutaj wyłącznie o ludziach spoza społeczności zborowych. Faryzejstwo obrazuje wszystko, co nieodrodzone, bez względu na to, czy siedzi to przy piwie w pubie, czy w kościelnej ławce. Efekt jest więc następujący: ludzie nadal modlą się o wylanie darów Ducha Świętego, słuchają nauczania na ich temat, oczekują aż Bóg zacznie wylewać swoje błogosławieństwo, jednak zupełnie nic się nie dzieje. Są więc pocieszani, że widocznie Bóg chce ich nauczyć cierpliwości, a największym darem jest przecież miłość.

Relacje pomiędzy Bożymi naczyniami a ludźmi cielesnymi w kościele wspaniale obrazują dwie historie biblijne. Pierwsza z nich jest wycinkiem z życia jednego z największych proroków Izraela – Samuela. Pismo Święte składa świadectwo, że żadnego ze słów tego człowieka Bóg nie pozostawił niewypełnionych. Otóż kiedy pewnego dnia Saulowi zginęły osły, wiedział, że odpowiedź na problem może znaleźć tylko u proroka. Wtedy też rozpoczęła się jego więź z Samuelem. Śledząc dalsze losy ich relacji na kartach Starego Przymierza zauważyć można jak bardzo się one zacieśniają, stają się mocniejsze i dojrzalsze. Wszak to właśnie Samuel namaścił Saula na króla, ucałował go i przepowiedział znaki jakie będą mu towarzyszyły w przyszłości. Był to jednak okres, kiedy Saul chodził w bojaźni przed Bogiem, tak iż Duch Pański spoczywał na nim i będąc w zachwyceniu sam nawet prorokował. Gdy naród izraelski zaczął rozpraszać się pod Gilgal i nadszedł Samuel, Saul prosił go usilnie, mówiąc: „uczcij mnie przed narodem!”. Miał zatem głęboką świadomość, że ten mąż Boży ma potężny autorytet i uznanie w oczach całego ludu. Jednak świętość króla Saula była u schyłku, a jego bojaźń Boża zaczęła się staczać po równi pochyłej. Niedługo potem Bóg wysyła Samuela, aby namaścił nowego króla nad Izraelem. Prorok nie bez lęku chce być posłuszny Bogu, jednak odważa się stwierdzić: „gdy Saul się o tym dowie, ZABIJE MNIE”. Jestem przekonany, że te słowa nie były jedynie mrzonką. Samuel wiedział, że jeśli wybierze posłuszeństwo Bogu, jego życie stanie się zależne od kaprysu pogrążonego w grzechach króla, który niedługo potem nie wahał się zabić osiemdziesięciu pięciu kapłanów Pana w osiedlu prorockim Nob. Kiedy grzech w życiu Saula dojrzał, kapłani i prorocy, którzy dotąd byli jego przyjaciółmi, stali się śmiertelnymi wrogami i należało ich wytępić. Świętość tych ludzi nie mogła bowiem współbrzmieć z postępowaniem Saula, nacechowanym odstępstwem od Żywego Boga.

Druga historia przedstawia młodzieńca imieniem Józef, któremu objawił się Pan, dając wspaniałe obietnice odnośnie przyszłości i odsłaniając plan dla jego życia. We śnie widział bowiem snopy swoich braci, które kłaniały się jego snopowi. Niedługo potem Józef miał podobny sen: ujrzał słońce, księżyc i jedenaście gwiazd, oddających mu pokłon. W swojej prostocie opowiedział treść tych snów zarówno swojemu ojcu jak i braciom. Znając Pismo Święte wiemy, że jego bracia, słysząc to, „bardzo się uradowali” i byli przepełnieni „wdzięcznością dla Pana”, że ma wielki plan wobec Józefa – nieprawdaż? Wszak od razu nadali mu przydomek mistrz od snów, a w ramach uznania dla Bożego działania wrzucili go do studni i następnie sprzedali w niewolę do Egiptu. Cielesność człowieka nie pozwoli na to, by uznać Bożą wolę i się jej podporządkować, zwłaszcza, gdy Bóg upatrzy sobie inne naczynie niż „ja sam”. Apostoł Paweł systematycznie akcentuje napięcie, jakie powstaje pomiędzy ciałem a duchem, zauważając przy tym, że „zamysł ciała jest wrogi Bogu; nie poddaje się bowiem zakonowi Bożemu, bo też nie może ” (Rzym. 8:7). Czy naprawdę myślimy, że historie Saula i Józefa są fajne do poczytania, maja pewną wartość moralną oraz szlachetny wydźwięk, jednak niemożliwe jest, aby miały miejsce dziś w kościele? Jakże błędne byłoby nasze myślenie. Nawet jeśli nie dostrzegamy dzisiaj postaw Saula, to tylko dlatego, że brakuje Samuelów. Znajdź Samuela, Saul sam przyjdzie.

Chrześcijaństwo XXI wieku bardzo potrzebuje powrotu do apostolskiego Kościoła. Droga do Pięćdziesiątnicy wiedzie jednak przez Golgotę, dlatego wiele osób nigdy nie osiąga celu. Bóg nie zsyła swojego błogosławieństwa na nieuświęcone, samolubne ciało, gdyż nade wszystko jest zazdrosny o Swoją chwałę. Pokusy diabelskie stały się dziś bardzo wyrafinowane, a jego metody wejścia pomiędzy ludzi wierzących dosięgły niemal perfekcji. Dlatego też Bóg pragnie na nowo wyposażyć Swój Kościół w oręż do walki z wrogiem. Jedyną mocą, zdolną oprzeć się fałszywej religijności i wykrzywionej ewangelii jest radykalne chrześcijaństwo, które stanowczo umieszcza Boga na tronie ponad całym fizycznym światem, a nie w pudełku z etykietą: „Duchowe obdarowanie – otwierać tylko w niedzielę”. Należy jednak mieć świadomość, że działanie Ducha Świętego czyni zawsze jedno z dwóch dzieł: zwraca i przybliża serca ludzkie ku Bogu lub zatwardza je, czyni opornymi i niepokornymi, jak serce Saula. Mniemam jednak, iż c zyste serce nigdy nie będzie sprzeciwiać się prawdzie Bożej, nawet wówczas, gdy nie wszystko rozumie. Modlę się, aby Bóg na nowo ożywił Swój naród i wyczulił Swoje sługi na konieczność duchowego wyposażenia w czasach, kiedy diabeł atakuje z wielką mocą, gdyż „czasu ma niewiele”. Dary duchowe nie są bowiem opcją. Jeśli Kościół będzie się ich wypierał, to sam zostanie zepchnięty na boczny tor i uznany przez ten świat za mało istotny.